Z tego artykułu dowiesz się
Regulowana przez URE jest taryfa G, która jest przeznaczona także na potrzeby garaży, altanek na działkach, wind, oświetlenia klatek. W sumie to gigantyczna ok. 16-milionowa grupa odbiorców. Właśnie w ich interesie URE określa, czy proponowane przez sprzedawców taryfy są uzasadnione. Takie trzymanie cen na określonym poziomie ma swoje dobre i złe strony. URE może hamować nadmierne zapędy dostawców prądu na podwyżki, ale jednocześnie blokuje też spadek cen detalicznych.
Jakie są zatem warunki uwolnienia cen?
Przede wszystkim konkurencja na rynku energii musi by na tyle efektywna, aby można było zaryzykować taki krok. Naczelną zasadą jest jednak ochrona najbardziej wrażliwych odbiorców indywidualnych, którzy korzystają z tzw. dodatku mieszkaniowego wypłacanego przez gminy dla osób o najniższych dochodach. Poza tym trzeba jeszcze określić zasady sprzedaży energii jeśli klient będzie niewypłacalny. Jeśli URE porzuci obowiązek urzędowego zatwierdzania cen, kto będzie bronić konsumentów przed nieuzasadnionymi podwyżkami lub zmowami firm energetycznych? Jedyną opcją ratunku będzie UrządOchrony Konsumentów i Konkurencji. Zmiana dostawcy jest już teraz możliwa. Niezadowolony z dotychczasowego sprzedawcy klient zawsze może iść do konkurencji. Stosunkowo nieduże oszczędności hamują jednak decyzje wielu z nas. Uwolnienie rynku taryf może to zmienić.Rozwój i konkurencyjność rynku energetycznego
Kluczowe znaczenie dla rozwoju rynku energii ma TGE. Sami nie możemy dokonywać tam zakupu energii, gdyż robią to firmy, które następnie odsprzedają z marżą biznesowi albo odbiorcom indywidualnym. Bezpośrednio na giełdzie prąd mogą kupować np. gminy i w ten sposób zaoszczędzić na kosztach oświetlenia. TGE pracuje obecnie nad tym, aby w przyszłości zaproponować klientom dostęp do mniejszych porcji energii. Na razie minimalną jednostką rozliczeniową jest MWh - gospodarstwo domowe średnio zużywa rocznie 2 MWh. Gdyby transakcje zawierać też w kWh, energia byłaby bardziej dostępna dla gmin albo wspólnot mieszkaniowych. Obecnie za tzw. media, czyli prąd, gaz, wodę, płacimy oddzielnie różnym dostawcom. Możemy jednak liczyć, na jeden rachunek w przypadku dostawy energii elektrycznej i gazu. Określa się to jako formułę dual-fuel. Podstawową zaletą takiego rozwiązania jest wspólny rachunek za prąd i gaz. Oczywiście w pierwszej kolejności, w przyszłym roku, taką dostaną klienci biznesowi, czyli głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, dopiero później odbiorcy indywidualni. Ale gaz to nie wszystko, bo plany sięgają nawet handlu hurtowego wodą. Być może na TGE hurtowo będzie można kupić nie tylko prąd i gaz, ale też wodę, a potem sprzedać wszystko klientom i zestawić na jednym rachunku. Konkurencyjność na rynku energii mogłaby być jeszcze większa, gdyby w Europie powstał wspólny rynek energii. Jednak na razie podstawową przeszkodą w budowie takiego rynku jest słaba sieć przesyłowa między państwami. Nasza sieć pozwala przesłać jedynie 10-12% energii wyprodukowanej w kraju, a aby międzysystemowa wymiana została zapewniona, do 2030 r. ten wskaźnik powinien podskoczyć do 25%.
Źródło: info.wyborcza.biz